Niemiecka firma Krone, znana wśród rolników z wysokiej klasy przyczep samozbierających, pras czy sieczkarni samojezdnych, podjęła trudną, ale – jak twierdzą jej przedstawiciele – nieuniknioną decyzję: wstrzymuje eksport swoich maszyn do Stanów Zjednoczonych.
Powód? Cła. I to nie byle jakie, bo aż 50-procentowe opłaty importowe na stal, aluminium i miedź, nałożone przez amerykańską administrację.
Dlaczego to taki problem dla Krone?
Eksport za ocean to dla tej firmy nie margines, ale około 15% produkcji, a z tego aż dwie trzecie trafiało dotąd na rynek amerykański. Stany Zjednoczone były więc jednym z głównych odbiorców niemieckich maszyn.
Jednak po wprowadzeniu ceł koszty wzrosły tak bardzo, iż – jak tłumaczy Gero Schulze Isfoort, dyrektor zarządzający Bernard Krone Beteiligungs-GmbH – cena maszyny w USA staje się dla rolnika praktycznie nie do zaakceptowania.
W rezultacie sprzedaż przestaje być możliwa, bo nikt w Stanach nie kupi sieczkarni czy przyczepy, która kosztuje niemal dwa razy tyle, co rok temu.

Nie tylko Krone ma kłopot
Niemieccy producenci nie są w tej sytuacji odosobnieni. Na amerykańskich cłach potknęli się także inni światowi giganci rynku maszyn rolniczych.
O ile jednak duże koncerny, takie jak John Deere czy CNH, mogą przenosić produkcję między różnymi krajami, to dla firm rodzinnych – jak Krone – taka elastyczność jest znacznie mniejsza.
Co to oznacza w praktyce?
Dla amerykańskich rolników – mniej wyboru i wyższe ceny. Dla Krone – bolesne ograniczenie rynku zbytu, które trzeba będzie zrekompensować większą aktywnością w Europie i innych częściach świata.
Decyzja ta pokazuje, iż w globalnej gospodarce polityka celna potrafi być równie ważna jak innowacje techniczne. choćby najlepsza maszyna nie obroni się na rynku, jeżeli jej cena zostanie sztucznie podniesiona o połowę.
No cóż, nie po raz pierwszy polityka odbija się na cenach maszyn rolniczych.