Jeszcze niedawno walka z chwastami kojarzyła się głównie z opryskiwaczem i chemią, ewentualnie z męczącym ręcznym pielenie. A dziś? Na horyzoncie pojawiła się technologia, która wygląda jak żywcem wyjęta z filmów science fiction – tylko iż zamiast kosmitów, ostrzał dostają chwasty i nieproszeni goście w uprawach.
Amerykańska firma Carbon Robotics wchodzi na europejskie pola z drugą generacją swojego LaserWeedera – robota, który likwiduje chwasty wiązką światła. Ale to nie byle jaką!
Najnowsze modele korzystają już nie z klasycznych laserów CO₂ (150 W), ale z laserów diodowych o mocy aż 240 W. Efekt? Większa siła rażenia przy podobnym zapotrzebowaniu na energię. Mówiąc prościej – laser świeci mocniej, a prądu „ciągnie” tyle co wcześniej.
Prościej, taniej i na dłużej
Zmiana technologii to nie tylko moc. Lasery diodowe są lżejsze, mniej kapryśne i mają choćby pięciokrotnie dłuższą żywotność niż lasery CO₂. Carbon Robotics daje na nie gwarancję do 10 tysięcy godzin pracy, co w praktyce oznacza, iż chwasty można przypalać praktycznie bez obaw o szybkie zużycie „działa”.
Do tego serwis i obsługa są prostsze, a sama konstrukcja laserowego robota – bardziej przyjazna w użytkowaniu.
Modułowa maszyna zamiast kolosa
Pierwsza generacja LaserWeedera miała jedną wadę – była dostępna tylko w szerokości 6 metrów i ważyła ponad 4,3 tony. Nie każdy chciał się bawić w transport takiego kolosa z pola na pole.
Druga generacja została przeprojektowana i teraz rolnik może wybrać szerokość roboczą dopasowaną do swoich potrzeb: 2, 3, 4, 4,5 lub 6 metrów. Wersja najszersza schudła do 3266 kg, a to już masa znacznie łatwiejsza do ogarnięcia podczas przejazdów między działkami.

Europejski LaserWeeder rodem z Holandii
Nowość będzie produkowana w holenderskim IJmuiden – tam Carbon Robotics uruchomił fabrykę, z której roboty mają trafiać prosto na europejskie pola. Pierwsze dostawy LaserWeedera G2 planowane są na 2026 rok.
Krok w stronę rolnictwa bez chemii?
Czy to przełom? Wszystko na to wskazuje. Rolnik dostaje narzędzie, które nie wymaga oprysków, nie zostawia pozostałości w glebie, a działa precyzyjnie, celując tylko w chwasty. Do tego całość wygląda tak, jakby ktoś skrzyżował maszynę rolniczą z technologią NASA.
I kto by pomyślał – zamiast butelki herbicydu, w garażu może niedługo stać robot, który… świeci i wypala. Chwasty mają się czego bać.
Co to oznacza dla rolnika?
- Po pierwsze – mniej chemii, mniej papierologii i spokojniejsza głowa przy kontrolach. Laser wypala chwasty, więc nie trzeba sięgać po kolejne preparaty i kombinować z ich dawkowaniem.
- Po drugie – elastyczność. Niezależnie czy masz gospodarstwo warzywnicze na kilku hektarach, czy setki hektarów buraków, możesz dobrać szerokość maszyny pod swoje potrzeby, a nie odwrotnie.
- Po trzecie – oszczędność czasu i nerwów. Mniejsza masa i modułowa budowa oznacza, iż LaserWeeder łatwiej przewieźć, szybciej rozstawić i łatwiej obsługiwać.
I wreszcie – to sygnał, iż rolnictwo naprawdę skręca w stronę high-tech. Jeszcze chwilę temu laser kojarzył się z gabinetem kosmetycznym albo filmem science fiction, a teraz może stać się codziennym narzędziem w gospodarstwie.
Krótko mówiąc: chwasty dostają „strzał światłem”, a rolnik – więcej wolności i mniej problemów.