Gogol by mógł powiedzieć: Do kogo się zwracacie? Do samych siebie się zwracacie.
To jest z jednej strony dobrze, iż zostało to powiedziane. Z drugiej jednak strony - i to tej znacznie ważniejszej - powstaje pytanie o to, czy cytowane wypowiedzi są znaczące. Nie w sensie takim, czy posiadają jakąś przyciągającą uwagę semantykę, bo posiadają. przez cały czas jednak nie wiadomo, czy zapowiadają działania, do których na pewno dojdzie i czy będą one zgodne z tą semantyką.
Dotychczasowa historia aktywności regulatorów raczej nie napawa optymizmem. Co prawda, gdyby była ona w przeszłości nakierowana na liberalizację obrotu na rynku finansowym, to dzisiaj nie byłoby potrzeby grania larum i zmiany orientacji. Z ograniczania i eliminowania na przyzwalanie i poszerzanie możliwości działania dla podmiotów tego rynku.Reklama
Zatem nowa retoryka jest autodowodem na to, iż nie ma co szukać w przeszłości dróg, metodyk, przetestowanych filozofii i sposobów kształtowania przepisów. Trzeba się po prostu nauczyć nowego alfabetu, nowego języka i nowej mentalności. Tylko pod tym warunkiem przedsięwzięcie może się powieść.
Jest to zatem projekt niesłychanie i poważny, i bardzo trudny w realizacji. Czy ewentualne wsparcie ze strony uczestników rynku zwiększy jej szanse? Niby na zdrowy rozum wydawałoby się, iż tak. Ale tylko "wydawałoby się". Po głośnym wystąpieniu premiera Tuska niektórzy rozpływali się w komplementowaniu szefa rządu za to, iż obiecał spotykać się z przedsiębiorcami. Kojarzy mi się to z postawą klakierską. Lepsza byłaby taktowna cisza nad tą obietnicą. Z kim bowiem szef rządu miałby się spotykać, jeżeli nie, między innymi, z przedsiębiorcami? Stan gospodarki chyba się mieści w zakresie odpowiedzialności władz Rzeczypospolitej. Zatem rozmawianie z przedsiębiorcami wydaje się praktyką naturalną, adekwatną i konieczną.
Regulatorzy potrzebują teraz własnej determinacji, odwagi i chęci nauczenia się tej nowej metodyki regulowania rzeczywistości. Aby dzieło deregulacji rozpocząć i stale się nim zajmować, nie jest potrzebne wsparcie z zewnątrz, duchowe czy emocjonalne, szczere lub udawane, wartościowe i merytoryczne czy udzielane cynicznie lub niefrasobliwie. choćby całkowita obojętność podmiotów rynku nie powinna być wykorzystana jako usprawiedliwienie ewentualnego fiaska deregulacji. Innymi słowy: wyłącznymi decydentami i autorami deregulacji mogą i powinni być jedynie sami regulatorzy. W dodatku to oni będą też odpowiedzialni za stosowanie nowych przepisów, a więc to oni określą, jak ten nowy korpus praw będzie kształtował rzeczywistość. Lepiej więc, dla dobra sprawy, by internalizowali je już na etapie ich wymyślania i zapisywania w formie projektów ustaw i rozporządzeń.
Tak, bardzo to jest wszystko trudne do wykonania, choćby gdyby wiele temu sprzyjało. A iż nie sprzyja, to też wiadomo. Trump i jego ekipa wprowadzili deregulację do agendy polityków, regulatorów, uczestników rynku i jego obserwatorów, w dużej części świata. Niestety ten sam Trump zajął się, i to jeszcze bardziej intensywnie, rozregulowywaniem świata. I to nie rozregulowywaniem, aby coś poluzować i naprawić. To jest bowiem zakłócenie, o ile nie destrukcja - jeszcze nie wiemy na pewno, który z tych dwóch wariantów dzieje się na naszych oczach - porządku światowego, w tym gospodarczego, ustanowionego po roku 1945. W tym kontekście technokratycznie rozumiana deregulacja wydaje się czymś, na co nikt nie ma ani czasu, ani chęci, ani energii. Szansę ma wyłącznie akcja deregulacyjna, która będzie europejską, w tym polską, obroną przed zagrożeniami płynącymi z tego nowego globalnego porządku.
I dlatego tym bardziej kluczowa jest determinacja regulatorów.
Ludwik Sobolewski, adwokat, w latach 2006-2017 prezes giełd w Warszawie i w Bukareszcie, w tej chwili CEO funduszu Better Europe EuSEF ASI
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.