Nie można utożsamiać interesów rolników z interesami całego kraju

7 miesięcy temu

Protesty rolników przetaczają się przez całą Europę, ale w Polsce przybierają szczególnie intensywną formę. Palenie opon i bel słomy, blokowanie dróg maszynami rolniczymi, wysypywanie zboża z ciężarówek – to dawno niewidziane obrazki. Sytuacja przybiera o tyle kuriozalny charakter, iż rolnicy są de facto wspierani przez część rządu. Wiceminister Kołodziejczak zachowuje się, jakby był jednym z protestujących. Domaga się większej aktywności ze strony ministra rolnictwa – czyli swojego przełożonego – a choćby oskarża pracowników ministerstwa o przekupstwo. Kołodziejczak jeździ na granicę z Ukrainą, pokazowo kontroluje osobiście różne transporty, a choćby zapowiada kontrolę wszystkich ciężarówek ze wschodu. Tym samym podważa działalność odpowiednich służb.

Minister rolnictwa Czesław Siewierski z PSL wypowiada się bardziej stonowanie, ale chyba sam nie wie, czy reprezentuje interesy państwa, czy jednej grupy zawodowej. Zamiast zdymisjonować Kołodziejczaka, tłumaczy jego wyskoki emocjonalnym stylem bycia. W imieniu rolników składa przeprosiny za wysypanie ukraińskiego zboża z ciężarówek, a w tym samym oświadczeniu broni protestujących i przekonuje, iż mają rację. Chociaż o „silosowości” rządu w Polsce, czyli traktowaniu ministerstw jako samodzielnych księstw, mówi się od dawna, to do tej pory nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której jedno z ministerstw jawnie popiera protesty wymierzone w politykę państwa.

Sytuacja przedstawia się jeszcze bardziej kuriozalnie, gdy weźmiemy pod uwagę, iż postulaty polskich rolników przybierają antysystemowy charakter. Lewarują swoją pozycję dzięki robiących wrażenie incydentów oraz szczególnego miejsca rolnictwa w świadomości polskiego społeczeństwa. Dlaczego jeszcze otrzymują wsparcie z samego centrum państwa?

Ciemne chmury nad polem

Flagowe postulaty protestujących rolników skupiają się na sprzeciwie wobec Zielonego Ładu oraz handlu z Ukrainą, jednak bezpośrednią przyczyną jest dosyć gwałtowny spadek cen produktów rolnych w krótkim czasie. Rolnicy utożsamiają złą koniunkturę w rolnictwie z polityką UE oraz otwarciem na import z Ukrainy, ale można traktować to jako pewnego rodzaju uproszczenie na użytek artykulacji politycznej swojej grupy zawodowej.

Według danych GUS w grudniu 2023 roku ceny produktów rolnych spadły łącznie o niecałe 20 proc. rok do roku. Ogólny spadek cen nie mówi jednak wszystkiego, gdyż rolnicy zwykle specjalizują się w określonych kategoriach produkcji. Producenci zbóż mają znacznie gorszą sytuację – w ich przypadku ceny spadły choćby o 40–45 proc. Producenci mięs, nie licząc drobiu, są w lepszym położeniu, ceny spadły o mniej niż 10 proc. Ziemniaki zdrożały o 13 proc., ale na przykład mleko staniało o jedną czwartą.

Spadek cen produktów rolnych zachodzi jednak na całym świecie. W styczniu globalny indeks cen FAO spadł rok do roku o jedną dziesiątą. W porównaniu do rekordowego marca 2022, gdy globalne ceny żywności sięgnęły historycznego poziomu, zniżka indeksu FAO wyniosła choćby jedną czwartą. Spadek cen żywności w 2023 roku był prognozowany przez wiele instytucji analitycznych. Pomimo przedłużającej się wojny w Ukrainie sytuacja geopolityczna się ustabilizowała – państwa zaadaptowały się do nowej rzeczywistości, powstały alternatywne szlaki dostaw i eksportu, a w okresie 2023–2024 zanotowano doskonałe plony. To musiało skutkować korektą cen surowców rolnych w dół. Problemy rolników miałyby miejsce choćby bez liberalizacji handlu z Ukrainą, chociaż na pewno wywarła ona dodatkowy, istotny wpływ. Na obecną sytuację rolników nie wpłynęły za to plany zaostrzenia przepisów unijnego Zielonego Ładu, bo, no właśnie, to dopiero plany.

Tak czy inaczej, koniunktura w rolnictwie jest słaba. Widać to chociażby w danych GUS pokazujących ocenę bieżącej opłacalności produkcji rolniczej. W połowie 2023 roku zaledwie 10 proc. gospodarstw rolnych uznawało ją za opłacalną, a 41 proc. za nieopłacalną. Brak zdecydowanej opinii wyraziło 49 proc. W grudniu 2022 roku odsetek zadowolonych był o połowę wyższy (15,5 proc.). Wygląda to koszmarnie, ale trzeba pamiętać, iż ten wskaźnik zawsze był bardzo niski. GUS podaje wyniki od 2018 roku i od tamtego czasu ani razu odsetek zadowolonych z opłacalności produkcji rolnej nie zbliżył się do 20 proc. W 2018 roku było to 13 proc., więc kilka mniej niż obecnie.

Szybko zapomniana hossa

Nie należy jednak zapominać, iż wcześniejsze dwa lata były dla rolników bardzo dobre – czego dowodem chociażby wyżej wymieniony rekord indeksu FAO. W okresie po pandemii ceny produkcji rolnej szły dynamicznie w górę, podobnie jak ceny konsumpcyjne żywności, na czym cierpiały szczególnie mniej zamożne gospodarstwa domowe. Według Rocznika Statystycznego Rolnictwa 2023 w latach 2020–2022 cena skupu tony pszenicy wzrosła z 75 do 152 złote. Cena kukurydzy skoczyła z 60 do 117 złotych za tonę. Dwukrotnie wzrosła też cena rzepaku, a ziemniaków o połowę.

Te wzrosty nie wynikały tylko z rosnących kosztów – rolnicy wykorzystali ten czas do radykalnego podniesienia marż. Według analizy PIE Czy spirala marżowo-cenowa jest źródłem inflacji w latach 2021 i 2022 to właśnie rolnictwo podniosło je najmocniej ze wszystkich branż. W 2022 roku w sektorze dużych przedsiębiorstw marże rolników były o ok. 8 pkt proc. wyższe od średniej z lat 2014–2020. W każdej z pozostałych branż wzrost marż był wyraźnie niższy niż 5 pkt proc. Rolnictwo w ten sposób wywindowało się na sam szczyt pod względem rentowności. W 2022 roku marże w rolnictwie sięgały 25 proc. Przyćmiły więc zarówno branże deweloperów, jak i przeżywających wtedy hossę banków – w obu marże sięgały 20 proc.

Branża rolnicza była jednym z największych beneficjentów kryzysu inflacyjnego, który przetoczył się przez Europę, w szczególności Europę Środkowo-Wschodnią. W 2022 roku opinia publiczna domagała się podjęcia przez polityków działań hamujących wzrost cen. Jednym z takich rozwiązań było zapewnienie dostępu do tańszych surowców do produkcji żywności – bo nie zapominajmy, iż ziarna to surowce. Dopiero z nich produkuje się żywność. W tamtym czasie liberalizacja handlu z Ukrainą wydawała się więc idealnym rozwiązaniem. Po pierwsze, było to istotną formą wsparcia walczącego z Rosją państwa, co jest szczególnie istotne dla Polski. Po drugie, przy okazji mogło złagodzić skutki kryzysu kosztów życia.

Uległość i zrozumienie

Protesty rolników przyniosły już wymierne rezultaty. Komisja Europejska ugięła się pod presją i z projektowanych zmian w polityce klimatycznej po kolei wylatywały niedoszłe obowiązki rolników. Nie będą musieli ugorować 4 proc. ziemi rolnej, a stosowanie szkodliwego dla zdrowia glifosatu będzie legalne jeszcze co najmniej przez dekadę. UE zrezygnuje również z ograniczenia stosowania pestycydów. Rolnictwo wciąż też nie jest objęte systemem EU-ETS, czyli prawami do emisji dwutlenku węgla.

Rolnicy chcieliby całkowitego wyłączenia ich działalności z polityki klimatycznej, chociaż na zmianach klimatycznych tracą także oni – jeżeli nie przede wszystkim. „Nawet 6,5 mld zł może wynosić wartość plonów, które tracimy przeciętnie co roku w wyniku susz. Przy lepszym nawodnieniu pól plony zbóż mogłyby być większe o 20 proc., a roślin bulwiastych choćby o 30 proc. Widoczne są również negatywne skutki ocieplenia klimatu. Przez wahania temperatur tracimy średniorocznie 7 proc. plonów, a co najmniej 14 proc. będziemy tracili, jeżeli średnia temperatura wzrośnie o 2°C” – mówi raport PIE Gospodarcze koszty suszy dla polskiego rolnictwa.

Nikt nie odmawia rolnikom, iż wykonują ciężką pracę, ale ciężko pracują również zatrudnieni w przemyśle, który wnosi do polskiego PKB dziesięć razy więcej. Owszem, rolnictwo wytwarza dobra niezbędne do życia – podobnie jak energetyka. Oba sektory są jednak objęte prawami do emisji, górnictwo ma już choćby rozpisane daty zamykania kopalń, nieustannie nakładane są na nie przeróżne restrykcje środowiskowe, a w dodatku nie może liczyć na setki miliardów euro z unijnych dotacji, które zawiera potężna Wspólna Polityka Rolna. Mimo to ich protesty nie spotykają się choćby z ułamkiem zrozumienia ze strony społeczeństwa i uległości ze strony władzy.

Wyobraźmy sobie, iż to górnicy nawiedzają Brukselę i KE momentalnie decyduje, iż z tą dekarbonizacją to jednak się wstrzymamy. Albo wysypują węgiel przed wejściem do Ministerstwa Klimatu, a ministra Hennig-Kloska oświadcza, iż w sumie to ich rozumie i adekwatnie to oni mają rację. Trudno mieć pretensje do samych rolników, iż walczą o swoje interesy. To od władzy powinniśmy wymagać, by ważyła interesy różnych grup społecznych, a nie reprezentowała poszczególne z nich.

Idź do oryginalnego materiału