Termin płatności za jabłka – kość niezgody
Ustawowy termin płatności to jedno, a polska rzeczywistość to coś zupełnie innego. Dla setek sadowników nie jest niczym nadzwyczajnym, iż pieniądze za Cacanską Lepotice dostarczoną do grupy producenckiej w ostatnich dniach lipca, otrzymują we wrześniu lub w październiku. To samo dotyczy jabłek i owoców innych gatunków.
Przedsiębiorcy zrzucają winę na długie terminy płatności od swoich odbiorców, głównie sieci marketów. Często spotkamy się opiniami, iż sadownicy mają dość darmowego kredytowania podmiotów handlujących jabłkami. Od tego są przecież banki…
Ryzyko i sumy bywają ogromne
W handlu na duże odległości raczej nikt nie zgodzi się na takie warunki współpracy. Chyba, iż mówimy o długich relacjach handlowych i zaufaniu. Przy dziesiątkach ton kwoty są bardzo duże, a ryzyko ogromne. Kupcy z Rumunii robią szybkie przelewy, gdy w ostatnich tygodniach kupują jabłka w zagłębiu grójeckim. Zdarza się, iż płacą gotówką.
Sadownicy z Holandii nie załadują gruszek polskim kupcom, zanim nie zobaczą pieniędzy na swoim koncie lub fizycznie na swoim biurku.
Gdzie tkwi problem?
Można „obrażać się” na polskiego przedsiębiorcę, który wykłada z góry około 20 tysięcy euro za auto Konferencji w Holandii, a tego samego dnia przyjmując Red Jonaprinca od sadownika z sąsiedniej miejscowości i informując go o 60-dniowym terminie płatności.
Być może problem leży w podejściu samych sadowników. Raz godzą się na długie oczekiwanie na pieniądze, a innym razem nie. Może w tej kwestii trzeba być konsekwentnym? A może po prostu tak musi być?