Polscy sadownicy w ostatnich czasie mają do czynienia z dwoma niekorzystnymi zjawiskami. Po pierwsze zamknięta jest większość tradycyjnych rynków zbytu – w krajach Europy Wschodniej. W związku z tym sytuacja przychodowa producentów jest bardzo trudna. Z drugiej strony rosną koszty produkcji – choćby w porównaniu do konkurencji w krajach Europy Zachodniej, na przykład we Francji, w Niemczech, Belgii czy w Holandii. Najważniejszy czynnik kosztotwórczy to oczywiście energia elektryczna – używana nie tylko np. do nawadniania upraw w okresie suszy – jak obecnie. Najwięcej energii wykorzystuje się jednak do chłodzenia owoców – aby je przez kolejne kilka miesięcy przechowywać. Są też takie koszty, jak nawozy, środki w ochrony roślin czy paliwa rolnicze – które również rosną.
– Niestety, koszty energii są na tyle wysokie, iż wielu sadowników już w poprzednim sezonie, jak również w tym sezonie, zastanawia się, czy owoce włożyć do chłodni i ryzykować ich sprzedaż nie wiadomo po jakiej cenie przykładowo na wiosnę, czy sprzedawać je od razu – powiedział serwisowi eNewsroom.pl Mirosław Maliszewski, prezes Związku Sadowników RP. – Dodatkowo inne parametry kosztowe, chociażby koszty siły roboczej wobec jej braku na rynku, niestety cały czas rosną. To pogłębia spadki opłacalności produkcji. Więc o ile za jabłka i za inne gatunki nie uda się uzyskać dobrych cen, to będzie trudno osiągnąć zysk w gospodarstwie. Tymczasem sytuacja międzynarodowa w produkcji jabłek jest nad wyraz korzystna – ze względu na niższe zbiory w większości krajów, które produkują jabłka. Dlatego odbiorcy naszych produktów muszą zrozumieć, iż trzeba pozwolić sadownikom zarobić – żeby w przyszłości dalej prowadzili swój biznes, aby nie zlikwidowali gospodarstw, nie zaniechali produkcji, ani nie pogorszyli jej jakości – podkreśla Maliszewski.