SaMASZ jest Made in Poland

2 tygodni temu

Czy polska firma produkująca sprzęt rolniczy może stać się światowym potentatem w dziedzinie maszyn do uprawy zielonek? Jak najbardziej i nie ma tu krzty przesady, bo produkty podlaskiej firmy SaMASZ zawojowały świat. I bardzo dobrze, bo SaMASZ jest Made in Poland, a wszędzie tam, gdzie trafiają te maszyny, doskonale o tym wiedzą.

Ta historia zaczyna się 40 lat temu w małym garażu na obrzeżach Białegostoku. Jest 1984 rok i w Polsce wszystkiego brakuje. Trwa kryzys, który mocno odbija się na produkcji przemysłowej, a maszyn rolniczych szczególnie. Ich śladowa produkcja kierowana jest do państwowych gospodarstw rolnych, a dla zwykłego rolnika są niedostępne. Czym tu pracować? Jak zbierać płody, jak nie ma czym?

Pierwsza wizja

Takie pytania zadaje sobie pewien podlaski rolnik, patrząc na pole z ziemniakami. Urodzaj będzie, ale jak je gwałtownie zebrać? Stara kopaczka się zepsuła, a na nową nie ma szans. Tym problemem dzieli się z bratem Antonim, inżynierem z gdyńskiej stoczni. – Zbuduję Ci nową, lepszą – odpowiada ten, przyglądając się z uwagą starej sfatygowanej maszynie. W jego oczach rodzi się pierwsza wizja.

Jedna z pierwszych kopaczek do ziemniaków zbudowana przez inżyniera Stolarskiego. niedługo doczeka się odnowienia. fot. Adam Ładowski

Kilka miesięcy później nowa, samodzielnie wykonana kopaczka do ziemniaków pracuje już na polu. Pracuje sprawniej, lżej i ciszej niż fabryczna, a błyszcząc nowością i niebieskim malowaniem, przyciąga na pole okolicznych rolników.

Padają pytania: skąd, kto, jak? Jeden z oglądających maszynę rolników gwałtownie rzuca: też taką chcę. – Ja też – dodaje kolejny podlaski rolnik z sąsiedztwa. Tak padają pierwsze zamówienia na maszyny Antoniego Stolarskiego i tak rodzi się Zakład Mechaniki Maszyn i Urządzeń Rolniczych inż. Antoni Stolarski, przyszły SaMASZ.

Stary maluch z wyciągniętymi siedzeniami służy jako wóz dostawczy. Inżynier Stolarski objeżdża nim Podlasie, skupując w składnicach wszystko, co może się przydać do produkcji: paski, piasty, łożyska, stare opony, pręty czy odpadowe blachy. Dla jednych to nic nie warty szmelc, a dla niego to nowe maszyny.

Oczami konstruktora widzi je i wie, jak wykorzystać każdy kawałek cennej i adekwatnie niedostępnej blachy, bo zamówienia spływają już hurtowo i to nie tylko z Podlasia. W kraju panuje kryzys, a on w ciągu czterech lat do 1988 r. tworzy adekwatnie z niczego 260 kopaczek.

Legendarna bębnowa kosiarka rotacyjna Z064. To ona otworzyła fabryce rynek na świat. fot. Adam Ładowski

Europa chce kosiarek SaMASZ

– SaMASZ to wizja, idea i ludzie – mówi, oprowadzając mnie po fabryce, prezes SaMASZ-u Antoni Stolarski, gdy oglądam jedną z pierwszych kopaczek do ziemniaków, jaką stworzył 40 lat temu. Maszyna jest przed renowacją, ale mechanika działa.

Tuż obok stoi bębnowa kosiarka rotacyjna Z064 z 1994 roku. Pierwsza z tej serii powstała w 1988 roku i też na zamówienie rodziny. Bębnówki gwałtownie zdobyły uznanie klientów i niedługo to właśnie te maszyny stały się wizytówką firmy.

Na wypłowiałej naklejce informacyjnej tej starej kosiarki widać wyraźny napis “Made in Poland”. Prezes SaMASZu w zadumie kiwa głową. – Tak, to wtedy tymi kosiarkami zainteresowała się niemiecka firma Fricke. Najpierw zamówili 60, później 150 i 200 sztuk. Kolejne zamówienie było już na 1500 takich kosiarek – wspomina.

Zresztą nie tylko niemieccy rolnicy docenili kosiarki z Białegostoku, bo w ciągu roku zamówienia spływały już z Danii, Finlandii, Hiszpanii, Austrii i Anglii. W 1995 r. już prawie 50 procent produkcji szło na eksport.

Zachowana na kosiarce z 1994 r. naklejka już z nazwą SaMASZ. Wówczas dwa lata gwarancji było szokiem. fot. Adam Ładowski

Już wówczas zainteresowanie polskich i zagranicznych klientów kosiarkami produkowanymi przez inżyniera Stolarskiego nie było bezpodstawne. Jak sam mówi, żeby zrobić dobrą maszynę, trzeba zamiłowania i pasji do mechaniki.

Nie bez znaczenia okazała się też olbrzymia wiedza, jaką zdobył, pracując przez ponad dekadę w stoczni przy budowie i spawaniu elementów statków. To wszystko przeniósł na konstrukcję maszyn rolniczych, dodając od siebie jeszcze jeden element – jakość, bo to od niej się zaczyna i kończy produkcja.

Ośrodek Badawczo-Rozwojowy SaMASZ. Tu projektuje się przyszłość firmy. fot. Adam Ładowski

Jakość zaczyna się od pomysłu

– Wszystko zaczyna się tutaj – mówi prezes SaMASZ-u, oprowadzając mnie po Ośrodku Badawczo-Rozwojowym firmy i po błysku w jego oczach widzę, iż to oczko w głowie pana Antoniego. To tu projektuje się to, co wejdzie do produkcji za kilka miesięcy, a choćby lat. Na monitorach w rzutach technicznych wyświetlane są poszczególne detale maszyn, a doświadczeni inżynierowie testują najnowszymi programami ich parametry.

Prezes uchyla drzwi do serwerowni, jak sam mówi – serca fabryki. Gdy o tym opowiada, słyszę dumę w jego głosie. Sam zaczynał wszystkie projekty od kartki milimetrowego papieru technicznego i kompletu ołówków.

Jednak teoria to nie wszystko, bo Ośrodek Badawczo-Rozwojowy to także ogromny specjalistyczny warsztat. Zespół specjalistów buduje i testuje w nim zaprojektowane na ekranach komputerów podzespoły i maszyny. To tu powstają wszystkie prototypy, które poddane zostają morderczym testom.

Widzę, iż tu nie ma miejsca na pośpiech, za to jest miejsce na precyzję wykonania i dokładne badania. Ponad 40 patentów, jakimi może pochwalić się SaMASZ, tutaj ma swoje źródło, a i tak co roku przybywa nowy.

Warsztat Ośrodka. Tu wykonuje się i testuje nowe rozwiązania. fot. Adam Ładowski

Jakość maszyny zaczyna się od dobrego pomysłu, ale jak widać w podlaskiej fabryce to dopiero pierwszy krok. Pytam prezesa Stolarskiego, co jest źródłem sukcesu i jakości maszyn SaMASZ.

– Ludzie – odpowiada jednym słowem, a po chwili dodaje: – Pracownicy. Mamy tu najlepsze maszyny i najlepszych ludzi.

Nowa fabryka, wielkie możliwości

W 2018 roku SaMASZ przeniósł się do nowej siedziby w Zabłudowie pod Białymstokiem. W szczerym polu stanęły hale produkcyjne o powierzchni 40 000 metrów kwadratowych, potężny budynek biurowy z wielką stołówką dla załogi pracującej na dwie zmiany. To bardzo nowoczesna fabryka, a jej wyposażenie robi wrażenie.

Ogromne prasy, walcarki, wyginarki do rur, cyfrowe obrabiarki, roboty przemysłowe czy laserowe wypalarki do blach to tylko część wszystkich maszyn. Obok, na specjalnie zaprojektowanych liniach produkcyjnych, powoli przesuwają się montowane przez pracowników maszyny rolnicze. Tak nabierają kształtów, jakie znamy z naszych pól.

Nowoczesny robot na linii produkcyjnej. fot. Adam Ładowski

Nowoczesny robot na linii produkcyjnej. fot. Adam Ładowski

Wielkie stalowe elementy kosiarek, zgrabiarek czy innych maszyn zielonkowych i komunalnych zanim trafią na linię montażową, są wypalane, śrutowane i następnie poddawane kataforezie. To nowatorska metoda nakładania na metalowe elementy specjalnej powłoki lakierniczej przez zanurzenie ich w roztworze farby i poddanie oddziaływaniu prądu elektrycznego.

Powoduje to równomierne nałożenie powłoki na całym elemencie i jego znakomitą odporność na oddziaływanie warunków atmosferycznych czy korozji. To kolejny stopień do wysokiej jakości maszyn SaMASZ. Jak się dowiaduję, to jedyna taka komora “malarska” w Polsce, a jedna z największych w Europie.

Linia montażowa listwy tnącej. Dyrektor sprzedaży krajowej, Piotr Cebeliński, wyjaśnia jej unikalną budowę. fot. Adam Ładowski

SaMASZ – świat to za mało

Obserwując linię produkcyjną, dowiaduję się, iż SaMASZ to jedna z trzech firm na świecie, która robi własne listwy tnące do kosiarek dyskowych. Oznacza to, iż opatentowane i produkowane przez podlaską fabrykę listwy znajdziemy w kosiarkach wielu światowych renomowanych producentów.

– Z jakości produktu rodzi się zaufanie klientów – mówi mi Piotr Cebeliński, dyrektor sprzedaży krajowej. To zaufanie do SaMASZ-u ma swoje odzwierciedlenie w eksporcie podlaskich maszyn do 70 państw na świecie, gdzie trafia od 60 do 70% produkcji.

Montaż oprzyrządowania do konstrukcji nośnej. fot. Adam Ładowski

Najwięcej nowoczesnych maszyn zielonkowych i komunalnych firma eksportuje do odbiorców w USA, Niemiec, Francji oraz Niderlandów. Jednak maszyny SaMASZ znajdziemy na tak egzotycznych rynkach jak Australia, Nowa Zelandia, RPA czy Chile, Urugwaj, Paragwaj i Argentyna. W USA sporym sukcesem okazały się zorganizowane tam pokazy polowe SaMASZ Field Days, czyli nasze rodzime Manewry Łąkowe. Jak i u nas, przyciągały tam tłumy zainteresowanych farmerów.

Jednak mimo międzynarodowych sukcesów to polski rynek jest dla SaMASZ-u priorytetowy. Opowiada mi o tym Karol Wdziękoński, dyrektor sprzedaży i marketingu: – Nasze maszyny zielonkowe są najchętniej wybierane przez polskich rolników, do ich rąk trafia 40% naszej produkcji. Tam, gdzie konkurencja odczuwa kryzys, my spadków nie mamy, a naszym zadaniem jest nie stracić pozycji lidera w kraju.

Te elementy za chwilę zostaną poddane czyszczeniu i kataforezie. fot. Adam Ładowski

SaMASZ jest Made in Poland, bo to wszystko wzięło się z marzeń

Czy to oznacza, iż SaMASZ zdominował polski rynek maszyn zielonkowych? – Tak – odpowiada Karol Wdziękoński. – Opieką nad klientami. Od lat stawiamy na jakość obsługi i podejście do klienta, to nasze atuty i to dlatego cieszymy się największym zaufaniem, co widać po wynikach sprzedaży. Mamy świętą zasadę, iż klient nie jest anonimowy, a dowodzi tego to, iż 98% naszych klientów jest zadowolonych z maszyn i obsługi.

Oprowadzany po nowoczesnej fabryce zaczynam rozumieć, skąd bierze się satysfakcja klientów – użytkowników maszyn SaMASZ. Panuje tu niemal obsesja na punkcie jakości produkcji na każdym jej etapie. Przykładem tego jest fakt, iż 80% produkcji jest wytwarzane na miejscu, a tylko to, co niezbędne, u najlepszych renomowanych podwykonawców. To polityka wprowadzona wiele lat temu przez samego Antoniego Stolarskiego i dziś takie podejście procentuje.

Ciekawą i już rzadko spotykaną rzeczą jest to, iż zastosowane w maszynach rolniczych paski, łożyska czy uszczelniacze są znormalizowane i ogólnodostępne w przypadku konieczności ich wymiany po latach. Tu, jak mi wytłumaczono, z szacunku do klienta nie ma miejsca na specjalistyczne i niezwykle kosztowne części zamienne produkowane na specjalne zamówienie w krótkich partiach.

SaMASZ wziął się z marzeń – mówi Antoni Stolarski. fot. Adam Ładowski

– Każdy klient obsłużony przez serwis fabryczny SaMASZ jest ankietowany i pytany o jakość obsługi, o to, czy jest zadowolony z przebiegu wizyty serwisowej i czy wszystko zostało wykonane zgodnie z oczekiwaniami. Taki klient może mieć pewność, iż nigdy nie zostanie pozostawiony sam ze swoimi kłopotami, zwłaszcza w sezonie, kiedy liczy się każda godzina – mówi szef marketingu Norbert Pawluczuk, dodając: – Takie właśnie podejście do klienta sprawia, iż nasz serwis fabryczny jest wysoko oceniany – poleca go aż 97% klientów.

– Zawsze pociągał mnie wielki świat – mówi mi prezes Antoni Stolarski, pokazując przez okno hale montażowe. – To wszystko wokół wzięło się z marzeń, a tam będą nowe hale – dodaje po chwili, wskazując na łąkę z pasącymi się na niej owcami. – Nigdy nie przypuszczałem, iż będę miał tak dużą fabrykę. SaMASZ jest i będzie Made in Poland.

PS 1 grudnia wieloletni prezes SaMASZ-u Antoni Stolarski przeszedł na emeryturę. Zarządzanie firmą objął syn Jacek Stolarski, który zsiądzie w fotelu prezesa.

Idź do oryginalnego materiału