Zbyt dużo rolników w Polsce? Eksperci chcą redukcji zatrudnienia na wsi

6 godzin temu

Raport Obserwatora Gospodarczego budzi w środowisku rolniczym prawdziwe kontrowersje. Jego autorzy chcieliby zmniejszyć liczbę osób pracujących w polskim rolnictwie o pół miliona i radykalnie ograniczyć liczbę gospodarstw. Dla wielu to raczej plan depopulacji wsi i likwidacji rodzinnych gospodarstw, które od pokoleń zapewniają bezpieczeństwo żywnościowe Polski.

Co zawiera raport „Rolnictwo w Polsce jest przeskalowane i mało efektywne”?

Na portalu Obserwator Gospodarczy pojawił się raport „Rolnictwo w Polsce jest przeskalowane i mało efektywne”. Jego autor, Dawid Błaszkiewicz, prezes Stowarzyszenia Racja, przedstawia szereg statystyk i wniosków na temat kondycji polskiego rolnictwa. Główna diagnoza raportu brzmi: Zatrudniamy zbyt wielu ludzi, osiągamy za niską wydajność, mamy za małe gospodarstwa i żyjemy z dopłat. Z punktu widzenia ekonomisty przemysłowego – wszystko się zgadza. Z punktu widzenia rolnika – brzmi to jak koszmarny plan stopniowej likwidacji modelu rolnictwa, który znamy od pokoleń.

Bo choć raport prezentowany jest jako chłodna analiza danych, to w rzeczywistości reprezentuje skrajnie wolnorynkowe podejście do gospodarki, w którym rolnictwo jest traktowane jak każdy inny sektor rynkowy – podlegający logice maksymalizacji wydajności, redukcji zatrudnienia i eliminacji tych, którzy „psują średnią”. Autor nie ukrywa swojej niechęci do państwowego wsparcia rolników, a z tonu tekstu jasno wynika, iż idealnym modelem byłaby wieś zoptymalizowana przez rynek: mniej ludzi, mniej gospodarstw, mniej dopłat – więcej skali, technologii i koncentracji ziemi.

Są w tym raporcie elementy sensowne i warte rozmowy – choćby potrzeba zwiększania efektywności, rozwoju spółdzielczości czy inwestowania w nowoczesne technologie. Problem w tym, iż cała ta opowieść została napisana z perspektywy arkusza kalkulacyjnego, a nie ludzi realnie zamieszkałych i pracujących na wsi oraz ich rodzin. Raport przemilcza zupełnie kwestie społeczne, historyczne, polityczne. Przemilcza również to, komu konkretnie miałoby się taka reforma rolnictwa opłacić.

Zmniejszyć zatrudnienie w rolnictwie o pół miliona osób

Najbardziej kontrowersyjna teza raportu dotyczy tzw. „optymalizacji zatrudnienia”. Zdaniem autora, 7,6% zatrudnionych w rolnictwie to stanowczo za dużo – skoro średnia unijna wynosi 3,8%, to Polska powinna zejść do 4%, a może choćby mniej.

– Zmniejszenie odsetka zatrudnionych w tym sektorze do 4% oznaczałoby, że rolnictwem zajmowałoby się około 607 tys. osób, co potencjalnie mogłoby uwolnić prawie 550 tys. osób – czytamy w raporcie Obserwatora Gospodarczego.

To brzmi niemal jak plan przekształcenia setek tysięcy gospodarstw rodzinnych w rezerwuar taniej siły roboczej dla dużych producentów i przemysłu. Bo jeżeli odejść mają nie tylko starsi rolnicy, ale również ich dzieci, to kto zostanie na gospodarstwie na wsi? Raport nie odpowiada, co dalej ma się stać z tymi ludźmi. Nie mówi, do jakich branż mają się przenieść. Nie wskazuje żadnych instrumentów osłonowych ani scenariuszy transformacji społecznej.

Taka polityka była już testowana na świecie – m.in. w Ameryce Południowej. Efekt? Bezrobocie na wsi, upadek lokalnych społeczności, rosnące zależności od wielkich koncernów. W tym kontekście wnioski z raportu dla Polski są bardzo niepokojące.

Utrzymujecie się z dopłat – i co z tego?

Raport wprost atakuje politykę stosowania dopłat bezpośrednich w rolnictwie. Pada wręcz stwierdzenie, iż w 2017 roku wartość dopłat dla rolników przekroczyła wartość dodaną, jaką rolnictwo wytworzyło.

W praktyce oznacza to, iż więcej dopłaciliśmy rolnikom, niż oni faktycznie wyprodukowali – czytamy w raporcie OG.

Wydźwięk jest więc taki jakby rolnictwo było kulą u nogi polskiej gospodarki. Tyle, iż to całkowite niezrozumienie systemu przyznawania dopłat – zarówno unijnych, jak i krajowych. Dopłaty nie są „nagrodą” za produktywność. To narzędzie stabilizacji cen, zabezpieczenia rynku, przeciwdziałania wahaniom podaży i kosztów. To również inwestycja w bezpieczeństwo żywnościowe – strategiczne w czasach wojen, pandemii i kryzysów klimatycznych.

W raporcie nie wspomniano również, iż kraje takie jak Francja czy Niemcy – uważane za wzór efektywności – również korzystają z olbrzymich dopłat. Po prostu lepiej je wykorzystują. W Polsce problemem nie jest ich istnienie, ale sposób dystrybucji, zbyt słabe ukierunkowanie i brak wsparcia instytucjonalnego dla małych gospodarstw.

Choć autor deklaruje, iż „nie chodzi o zaoranie polskiego rolnictwa”, to dalsze fragmenty raportu mówią coś zupełnie innego.

Czy tylko wielcy producenci przetrwają?

Oczywiście towarzyszyłyby temu ‘upadłości’ i powiększanie areałów przez innych rolników rodzinnych oraz nierodzinnych – czytamy w raporcie.

To, niestety, nie eufemizm. To wizja zamykania w przyszłości tysięcy gospodarstw rolnych w Polsce i przekazywania ziemi większym podmiotom z dostępem do kapitału, maszyn, technologii i ludzi. W tym modelu rolnik staje się trybikiem w łańcuchu produkcji żywności, nie jej właścicielem.

Jeśli chodzi o zwiększanie efektywności, nie ma nic złego w lepszym zagospodarowaniu ziemi. Ale likwidacja małych gospodarstw bez ochrony społecznej, bez strategii rozwoju wsi, bez zapewnienia dochodu zastępczego – to po prostu depopulacja obszarów wiejskich. A to już widzieliśmy w ostatnich latach na Węgrzech czy w Hiszpanii.

Raport kreśli wizję nowoczesnego, precyzyjnego rolnictwa, które korzysta z GPS, dronów, czujników gleby i cyfrowych systemów zarządzania.

Oczywiście trudno sobie wyobrazić, aby małe gospodarstwo rolne posiadało środki na takie nakłady inwestycyjne – czytamy w raporcie.

To zdanie mówi wszystko. Skoro nie będą ich miały małe gospodarstwa, to – jak sugeruje raport – może lepiej, żeby przestały istnieć? Tylko iż to nie technologia jest problemem, ale dostęp do niej. Polska nie stworzyła dotąd sprawnego systemu doradztwa, kredytów inwestycyjnych i wsparcia w adopcji nowoczesnych rozwiązań dla najmniejszych producentów.

Nowoczesność nie powinna być pretekstem do selekcji: kto bogatszy, ten zostaje. Modernizacja powinna obejmować wszystkich – również tych, którzy prowadzą gospodarstwa na 10 ha. Oni też mają szansę funkcjonowania znajdując dla siebie nisze, takie jak choćby RHD.

Raport przyznaje wprost, iż umowa Mercosur będzie ciosem dla polskiego rolnictwa. Ale autor natychmiast dodaje, iż to może być potrzebna terapia szokowa:

– Na pewno umowa i jej zapisy są niewygodne dla polskich rolników i uderzy w rolnictwo w Polsce. Jednak może to być także przełomowy moment dla rozwoju polskiej branży – czytamy w raporcie.

To myślenie rodem z lat 90. XX wieku: najpierw zniszczymy, potem odbudujemy. Problem w tym, iż większość gospodarstw nie przeżyje tej terapii. Rynki Ameryki Południowej, przy niskich kosztach pracy, mniejszym rygorze sanitarnym i ogromnych areałach produkcji, będą w stanie oferować produkty – mięso, zboża, owoce – po cenach, które zrujnują małe i średnie polskie gospodarstwa.

Raport pełen jest danych pokazujących, jak Polska odstaje od reszty UE: niska wydajność, niska wartość dodana, zbyt wiele gospodarstw, zbyt rozdrobniona struktura, zbyt niski poziom mechanizacji.

– Efektywność naszego rolnictwa jest także gorsza niż w Egipcie, Białorusi, Uzbekistanie, Kazachstanie, Turcji czy Macedonii Północnej – twierdzi autor raportu.

Brzmi to jak uzasadnienie dla stwierdzenia: „Polski rolnik nie potrafi”. Tymczasem raport nie wspomina, iż efektywność zależy od:

  • gleb,
  • warunków klimatycznych,
  • struktury własności,
  • dostępności kredytów,
  • wysokości dopłat,
  • poziomu organizacji rynku.

To nie polski rolnik jest mniej wydajny. To polski system jest mniej przyjazny dla rolnictwa. jeżeli porównywać się do Holandii, to warto zauważyć, iż tam spółdzielczość obejmuje ponad 90% rolników. W Polsce – 3-4%.

To najpoważniejszy zarzut wobec raportu. W całym tekście ani razu nie pada pytanie: co stanie się z rolnikami, którzy „powinni odejść” z branży? Gdzie znajdą zatrudnienie? Jakie mają kompetencje? Kto zapewni edukację, wsparcie, przejściowy dochód?

Nie ma żadnego planu osłonowego, żadnej strategii rozwoju wsi, żadnej refleksji o społecznej roli rolnictwa. W tej narracji rolnicy są tylko „zasobem ludzkim”, który trzeba „lepiej alokować”.

Modernizacja tak, likwidacja nie

Raport porusza kilka tematów, które zasługują na poważną rozmowę:

  • potrzeba zwiększenia wydajności na hektar – to fakt,
  • rozwój spółdzielczości – niezbędny krok,
  • dostęp do nowoczesnych technologii – konieczność.

Ale wnioski wyciągnięte na ich podstawie są radykalne, jednostronne i niesprawiedliwe społecznie. Rolnictwa nie da się modernizować poprzez likwidację. Nie da się podnieść wydajności, wypychając ludzi bez alternatywy. I nie da się zbudować silnej gospodarki, niszcząc podstawy bezpieczeństwa żywnościowego.

Jeśli naprawdę chcemy nowoczesnego rolnictwa, to nie przez likwidację małych gospodarstw, tylko przez ich wsparcie, integrację i mądrą politykę. Bo – parafrazując słowa z raportu – nie chodzi o „zaoranie polskiego rolnictwa”. Ale z tej wizji wynika, iż wielu rolników miałoby zostać zmuszonych do zmiany branży. A na to zgody być nie powinno: ani politycznej, ani społecznej, ani tym bardziej ze strony środowiska rolniczego.

Idź do oryginalnego materiału