Ofensywa podatkowa rządu się rozpędza. To nie tylko trzy osobne pomysły trzech różnych ministerstw na trzy nowe podatki - cyfrowowy, obejmujący duże platformy online, bankowy - odsetki od rezerw w NBP czy opakowaniowy - producentów opakowań.
W poszukiwaniu dodatkowych wpływów do budżetu na "podatkowej giełdzie" pojawiają się również podwyżki wielu obowiązujących podatków i opłat. Chodzi m.in. o akcyzę na alkohol, podatek od wygranych w konkursach, opłatę cukrową czy podatki od telefonów oraz od nieruchomości.
Nowe podatki na horyzoncie. Rząd wziął się za walkę z nadmiernym deficytem?
- Nowe podatki to głównie symboliczny krok w stronę obniżenia deficytu - mówi w rozmowie z Interią Biznes Jan Oleszczuk-Zygmuntowski, ekonomista i współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii. Według niego żaden z nich nie uderza bezpośrednio w obywateli, ale w duże firmy unikające opodatkowania lub osiągające nadzwyczajne zyski. Reklama
W 2024 roku Bruksela objęła Polskę procedurą nadmiernego deficytu, co zmusiło rząd do przygotowania planu ograniczania wydatków i redukcji dziury budżetowej. Aby zbilansować budżet na 2026 r. resort finansów szuka nowych wypływów - prawdopodobnie również stąd pomysł dodatkowych podatków.
Oleszczuk-Zygmuntowski nie widzi jednak problemu, dla którego deficyt miałby stanowić zagrożenie. - Nowe podatki nie tyle odpowiadają na deficyt, co zaprowadzają porządek na rynku, na którym panuje coraz większa monopolizacja przez korporacje - stwierdza. Jego zdaniem słynny cel 3 proc. deficytu pojawił się przypadkowo, a pułap 60 proc. długu publicznego nie ma solidnego potwierdzenia naukowego i jest traktowany arbitralnie. - Oczywiście, iż potrzeba większej reformy finansów publicznych, ale to nie przekreśla tego, iż na konkretnych rynkach i w konkretnych branżach potrzebna jest interwencja i nowe podatki, aby chronić polskich przedsiębiorców i obywateli - dodaje.
W ocenie dr. Jakuba Czerniaka z Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, 10 mld zł rocznie, czyli ok. 0,3 proc. PKB, które miałyby dać m.in. trzy nowe podatki, to "w relacji do PKB faktycznie nie jest zbyt wiele". Podobnie w stosunku do dochodów budżetu państwa, które na bieżący rok zaplanowano w ustawie budżetowej na blisko 633 mld zł. - Z drugiej strony, gdyby faktycznie było to 10 mld zł dodatkowych wpływów, to jest to ciągle duża kwota pieniędzy. Dla przykładu, stanowi ona około 1/4 rocznych nakładów z budżetu państwa na naukę i szkolnictwo wyższe - wskazuje Interii Biznes.
Do tego - jak podkreśla - w trudnej sytuacji finansów publicznych ważna jest każda złotówka wpływająca do budżetu państwa. - To czy faktycznie rządowi uda się uzyskać planowany wzrost dochodów z tych nowych podatków i opłat zależy przede wszystkim od tego czy faktycznie zostaną one wprowadzone, bo wymaga to zgody prezydenta Nawrockiego, o którą jak już można było się zorientować nie będzie łatwo - zauważa.
Ministerstwo Cyfryzacji domaga się podatku cyfrowego. USA odpowiedzą?
Jednym z nowych podatków może stać się podatek cyfrowy - jego wprowadzenia w Polsce od kilku miesięcy coraz głośniej domaga się resort cyfryzacji. Sceptyczny co do tego pomysłu - przynajmniej na początku - pozostawał resort finansów. Zdaniem Krzysztofa Gawkowskiego podatek cyfrowy to odpowiedź na pytanie, "czy zgadzamy się na cyfrowy kolonializm, czy nie".
W ocenie Oleszczuk-Zygmuntowskiego należy wprowadzić w Polsce podatek cyfrowy - i to mimo sprzeciwu amerykańskiej administracji czy prezydenta Karola Nawrockiego w obawie przed reperkusjami - po to, by chronić uczciwych polskich przedsiębiorców. - Okaże się wtedy, po której stronie stoi - czy po stronie interesu polskiego społeczeństwa, rozwoju gospodarczego, technologii, innowacji i postępu, które przecież musimy finansować. Niech prezydent Nawrocki i partie polityczne - PiS czy PO - jasno się określą - wzywa współprzewodniczący Polskiej Sieci Ekonomii. - Ostrzegam przed cyfrową zależnością Polski. Pozwalamy, żeby dane Polaków były oddawane za darmo, stajemy się cyfrową kolonią. W ubiegłym roku kosztowało nas to ponad 40 mld złotych - dodaje ekonomista.
Jak wynika ze wstępnych założeń, podatek cyfrowy miałby objąć firmy z globalnymi przychodami powyżej 750 mln euro, oferujące usługi interfejsu cyfrowego i zarabiające na danych użytkowników. W praktyce danina mogłaby dotyczyć takich podmiotów jak Google, Facebook, Allegro czy Temu.
Dr Czerniak również uważa ideę wprowadzenia podatku cyfrowego w Polsce za słuszną. - Pojawią się prawdopodobnie naciski ze strony administracji USA, aby ten pomysł porzucić. Taka presja miała już miejsce w przeszłości. Tym razem Amerykanie także mogą skutecznie zablokować wprowadzenia podatku cyfrowego w Polsce, tym bardziej, iż prezydentowi Nawrockiemu zależy na dobrych relacjach z Donaldem Trumpem - dodaje.
W ostatnich dniach Trump zagroził, iż kraje, które podatkiem cyfrowym uderzają w amerykańskie firmy, muszą liczyć się z możliwością objęcia kolejnymi amerykańskimi cłami. Na te obawy Oleszczuk-Zygmuntowski przypomina, iż to USA pierwsze wprowadziły na nas cła. - Odpowiedzmy zatem - wprowadzamy podatek cyfrowy i siadamy do stołu jak równi, by negocjować. jeżeli nie możemy tak zrobić i nie możemy partnersko negocjować, to nie jesteśmy partnerami, tylko jesteśmy jakąś kolonią - stwierdza.
Przypomina, iż podatek cyfrowy obowiązuje w wielu krajach w Europie - choćby w objętej wojną i uzależnionej od amerykańskiej pomocy wojskowej Ukrainie. - My tylko dajemy się wodzić za nos, wysyłając rok w rok dziesiątki miliardów złotych za to, iż np. osiedlowy przedsiębiorca wyświetli swoją reklamę 100 metrów od ciebie - a pieniądze trafiają do Doliny Krzemowej. To absurd - tłumaczy.
Podatek bankowy. Minister Domański "zrzucił bombę" na banki?
Z kolei minister Andrzej Domański ogłosił w ostatnich dniach plany wprowadzenia podatku bankowego. Podatek dochodowy (CIT) od banków miałby zostać zwiększony w 2026 r. do 30 proc., w 2027 r. spadłby do 26 proc., a w kolejnych latach byłby na poziomie 23 proc. Jednocześnie obniżona miałaby być stawka podatku bankowego, o 10 proc. w 2027 r. oraz o 20 proc. w 2028 r. względem obecnego stanu.
Na GPW odnotowano wyraźne spadki. Część komentatorów uznała, iż zapowiedź nowych podatków jest de facto przyznaniem, iż finanse publiczne znajdują się w trudnej sytuacji, a nawet, iż może ona zagrozić trwającej hossie na warszawskim parkiecie.
- Gdy spojrzymy na zmianę wartości indeksu WIG-banki tuż po podaniu przez ministra Domańskiego informacji o planowanej podwyżce CIT dla banków, to spadek indeksu wygląda na bardzo znaczący. Jednak gdy rozciągniemy oś czasu, to wartość tego indeksu jest w tej chwili na poziomie z początku drugiej połowy lipca 2025 r., a wartość indeksu była wówczas na historycznie rekordowym poziomie - zauważa dr Czerniak. - Tak więc patrząc na notowania akcji banków w dłuższym horyzoncie czasu, zapowiedź ministra nie spowodowała bardzo dużego ich spadku - wskazuje.
Jednak dodaje, iż otwartą kwestią pozostaje czy rządowi uda się wprowadzić wspomnianą zmianę w podatku CIT od banków, a jeżeli tak, to jaka wówczas będzie reakcja rynku.
Podatek opakowaniowy. Obywatele zapłacą więcej?
Wraz z zapowiedzią wprowadzenia nowych podatków, pojawia się pytanie, czy obywatele muszę przygotować się na podwyżki. - Znam argumenty lobbystów największych korporacji. Byłem na spotkaniu w ministerstwie jako jeden z autorów pierwszego w Polsce modelu podatku cyfrowego i słyszałem wątpliwości ludzi opłacanych przez korporacje: iż polski rynek nie będzie dobrym miejscem do inwestowania. I iż "prawda jest taka, iż obywatele zapłacą". - Ile pan płaci za korzystanie z Instagrama? Aktualnie zero. To jest moja odpowiedź - stwierdza Oleszczuk-Zygmuntowski z Polskiej Sieci Ekonomii.
Do tego, jego zdaniem, ograniczenia zagranicznych platform mogą mieć pozytywny efekt. - o ile zaczną ograniczać Polakom swoje funkcje, bardzo dobrze, bo pojawi się polska, europejska konkurencja - dodaje ekonomista.
Co jednak z pozostałymi daninami? W ocenie dr. Czerniaka, wydaje się, iż najłatwiejsza do przerzucenia byłaby opłata opakowaniowa. Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które ją zaproponowało, twierdzi, iż może ona od 2028 r. przynosić ponad 5 mld zł rocznie. Daninę płaciłby producent za każdy kilogram opakowań, a stawki różniłyby się w zależności od materiału. Projekt ustawy jest już w konsultacjach.
- Gdyby przedsiębiorstwa przerzuciły ją na nabywców, to nie będą to duże wzrosty cen produktów, szczególnie w okresie przejściowym - do 2027 r. choćby jednak w roku 2028, gdy planowo mają obowiązywać już pełne stawki tej opłaty, to i tak ich wysokość w stosunku do wartości nabywanych (i opakowanych) produktów będzie na ogół niska - tłumaczy.
Trudniej jednak prognozować, kto ostatecznie poniesie koszty ewentualnej podwyżki stawki podatku dochodowego od banków. - Zgodnie z teorią ekonomii, w warunkach wysokiej presji konkurencyjnej przedsiębiorstwa nie za bardzo mogłyby pozwolić sobie na znaczące podnoszenie cen swoich towarów i usług. Pozostaje natomiast otwartym pytanie, na ile wysoka jest ta presja konkurencyjna w polskim sektorze bankowym - mówi profesor UMCS.
Do tego planowana stawka podatku cyfrowego na poziomie 3 proc. przychodów jest uważana za niską, szczególnie w zestawieniu z wysoką zwykle zyskownością usług oferowanych przez Big Techy. - Może to sugerować, iż nie przerzucą one ewentualnego nowego podatku na swoich usługobiorców. Co więcej, pozycja takich firm jak Meta czy Alphabet jest bliska monopolistycznej, a to oznacza dużą swobodę w kształtowaniu cen oferowanych usług - wskazuje. - Podnoszenie zatem cen swoich usług mogą one dokonywać zupełnie niezależnie od ewentualnych działań polskiego rządu, a bardziej opierając się na szacowanej cenowej elastyczności popytu na ich usługi - podsumowuje dr Czerniak.
Nowe podatki w Polsce. Gdzie rząd może szukać kolejnych pieniędzy?
Nie wiadomo jak bardzo rozkręci się podatkowa ofensywa rządu. Dr Czerniak z UMCS wskazuje, iż teoretycznie dodatkowe dochody mogą pochodzić z kilku źródeł. Po pierwsze z wprowadzenia nowych podatków lub podniesienia już istniejących. - Przy czym należy pamiętać, iż nie zawsze wyższe stawki podatków, to proporcjonalnie wyższe wpływy. Podwyżka obciążeń podatkowych może bowiem powiększać szarą strefę lub w ogóle zniechęcać do prowadzenia działalności gospodarczej - zauważa ekspert.
Wylicza, iż rząd może działać w kierunku tzw. uszczelnienia systemu podatkowego i poprawy ściągalności podatków, a do tego rosnąca gospodarka oznaczać powinna wyższe wpływy podatkowe. - Tutaj lekkim optymizmem napawają informacje podane wczoraj przez ministra Domańskiego, mówiące o wyższym od przewidywanego wzroście sprzedaży detalicznej w lipcu, a to powinno zapewnić wyższe wpływy głównie z tytułu podatków pośrednich - wskazuje.
Sebastian Tałach