Rolnik z południa Polski został z 10 hektarami kapusty, której nikt nie chciał odebrać. Zamiast zysków – straty, bo odbiorcy się wycofali, a cena skupu spadła do 30 groszy. Zdrowe, dorodne główki musiał stalerzować. To nie odosobniony przypadek – papryka, cebula i inne warzywa też gniją na polach. Rolnicy mówią wprost: „To walka o przetrwanie”.
Kapusta gotowa do zbioru, ale nikt po nią nie przyjechał
Rolnik z południa Polski został z 10 hektarami kapusty, której nikt nie chce odebrać. Warzywa były gotowe do zbioru już na początku sierpnia, ale do dziś nie znalazły nabywców. Nie było więc wyjścia, trzeba ją było stalerzować.
– Był umówiony odbiór, ale nikt się nie pojawił. Kapusty nie dało się sprzedać, musieliśmy ją stalerzować, choć główki były duże i zdrowe – mówi pan Maciej.
Kwaszarnie wolą import z Niemiec
Rolnik miał zakontraktowane plony z lokalną kwaszarnią, ale firma nie odebrała kapusty. Cena w skupie wynosiła zaledwie 30 groszy za kilogram. W tym roku kwaszarnie wolały importowane ogórki z Niemiec, bo były droższe i gwarantowały zysk. – Bo wiedzieli, iż jak teraz nie zakwaszą ogórka, to już go nie zakwaszą. A kapusta jak nie zakwaszą, to zakwaszą we wrześniu, w październiku, ale nikt nie pomyślał, iż leżeć na polu nie może – tłumaczy rolnik.
„Syty głodnego nie zrozumie”
– Jest takie bardzo stare i mądre powiedzenie, iż syty głodnego nie zrozumie. Ludzie tego nie widzą, bo gdy idą do sklepu i kupują na przykład paprykę po 15, 14, czy 10 zł, to mówią, iż drogo, co ten rolnik chce? A papryka w tej chwili kosztuje 70-80 groszy – to cena dla rolnika – dodaje. Tymczasem, pracownikowi trzeba zapłacić za jej zbiór z pola, dziennie ok. 300 zł, żeby również i on na siebie zarobił. A to dla rolnika równowartość sprzedaży 500 kg papryki.
Dlatego w tej sytuacji rolnik wraz z rodziną robią wszystko swoimi siłami. – Robimy co możemy rodziną, rodzice są na emeryturze, w podeszłym wieku, ale też pomagają, byleby zebrać z pola to, czego nie chcą odkupić ode mnie.
Warzywa gniją, rynek zamknięty
Podobnie wygląda sytuacja z innymi warzywami. Rolnik ma 4 hektary papryki. Zdrowa, przebadana i co z tego? Papryki też nikt nie chce. – Nie ma odbioru żadnego. Bardzo zamknął się rynek na paprykę, zresztą zamknął się rynek na wszystkie warzywa – mówi pan Maciej.
Cebula? Ceny cebuli są też tak niskie, iż koszt pracy pracownika przewyższa zysk z jej sprzedaży. – Trzeba sprzedać 1,5 kg cebuli, żeby sobie kupić worek na cebulę. Wjazd na giełdę kosztuje 40 zł. Więc trzeba sprzedać 15-18 worków cebuli, żeby tylko wjechać – wylicza rolnik.

– Nie chodzi o to, żeby jakoś tam zarobić. Tylko po prostu chodzi o to, żeby komornik nie zabrał domów dzieciom. To jest walka o życie – mówi pan Maciej.
Unijne normy i import dobija polskie gospodarstwa
Problemem są nie tylko niskie ceny, ale także import i restrykcyjne normy unijne. – Unia Europejska narzuciła straszne normy pod kątem pozostałości metali ciężkich w warzywach. W bardzo wielu gospodarstwach te metale ciężkie wyszły, więc duże zakłady stwierdziły: no to jak u polskiego rolnika wychodzi metal ciężki, to my nie będziemy w ogóle od niego brali, będziemy sobie brali skąd indziej – opowiada pan Maciej.
Pomimo prowadzenia upraw bez chemii, rolnik nie może sprostać wymaganiom zakładów przemysłowych, które wolą importowane warzywa. – Dla zakładu to jest 100 ton trzy razy w tygodniu, wtedy może uruchomić linię, może coś zrobić. Oni nie będą brali ode mnie, z tych 4 hektarów, pomimo, iż zdrowe, pomimo, iż rodzime – dodaje rolnik.
Ostatnia nadzieja: lokalna społeczność
Jedynym teraz ratunkiem dla rolnika, by ocalić warzywa, by nie pogrzebać ciężkiej pracy i plonów, pozostaje wsparcie lokalnej społeczności. W nocy są już przymrozki, długo nie przetrwają na polu. Dla mnie, teraz choćby jak ktoś przyjedzie i urwie sobie tej papryki – to dla mnie jest już dużo – przyznaje pan Maciej.
Rolnik angażuje rodzinę i lokalną społeczność, aby uratować część plonów. – Już ludzie przyjeżdżają, zbierają sobie, każdy co chce, kto może, zabiera sobie. Za darmo… Bo tego przechować nie można, to jest świeży towar – dodaje.
Samozbiory na polu naszego rozmówcy pokazują dramatyczne skutki braku odbioru plonów – oby jak najwięcej osób zaangażowało się w ratowanie choć części warzyw rolnika.
To walka o życie, nie o zysk
Co się dzieje z polskim rolnictwem? Rolnicy stoją dziś przed dramatycznym wyborem: produkować dalej w warunkach, które nie pokrywają kosztów, czy rezygnować i ryzykować utratę środków do życia.
Niskie ceny, importowane warzywa i biurokratyczne wymogi UE doprowadziły do sytuacji bez precedensu. Tylko solidarność lokalnej społeczności i symboliczne wsparcie są ostatnio jedyną nadzieją na przetrwanie.