Ostatnimi czasy w mediach głośno mówiono o nowych ciągnikach, które, mimo iż nie spełniały unijnych norm emisji spalin, trafiały do obrotu w Polsce. Tymczasem okazuje się, iż podobne wątpliwości dotyczą nie tylko tej sprawy. Tym razem o używanych japońskich ciągnikach, z którymi użytkownicy mogą mieć poważne problemy, rozmawiamy z Markiem Surmą, wiceprezesem Związku Producentów i Dystrybutorów Maszyn Roboczych.
Od jakiegoś czasu mamy do czynienia z masowym sprowadzaniem używanych ciągników z Japonii; dotyczy to przede wszystkim mniejszych maszyn. Na czym w ogóle polega problem?
Polega to na sprowadzaniu ciągników, które wycofane są tam z eksploatacji. 90 procent sprowadzanych ciągników nie posiada tabliczek znamionowych, nie posiada oznaczeń modelowych, ma usunięte wszystkie japońskie oznaczenia homologacyjne. Chodzi o normy emisji spalin. Dlatego o ile popatrzymy na ogłoszenia, to rok produkcji jest „około”.
Czyli tak naprawdę nic o tych ciągnikach nie wiemy
Nie. Nie ma żadnej dokumentacji, nie ma nic. Wszystkie ciągniki w całej Unii to są pojazdy rejestrowalne, to nie są pojazdy wolnobieżne. Pojazdy wolnobieżne, z definicji choćby polskiej Ustawy Prawo o Ruchu Drogowym nie łączą się z ciągnikami rolniczymi, a więc nie mają prawa pojawić się na drodze. 10-15 lat temu problem dotyczył tylko Polski i nikogo to nie interesowało, ale nasi „Janusze biznesu” rozpoczęli eksport na skalę europejską, więc zaczęło się tego robić dużo.
Zasadnicza kwestia jest taka, iż po pierwsze ci, którzy te ciągniki kupują, nie mają żadnego wsparcia; załóżmy, iż półoś do standardowego ciągnika kosztuje 3 tys. zł. Tutaj części są niedostępne, a o ile są, to handlarze liczą sobie za nią ok. 9-10 tys. zł, oczywiście za używaną, demontowaną z innego ciągnika. Druga kwestia: koszt zakupu ciągnika w Japonii 5-10 lat temu to było 500 euro, w tej chwili jest to ok. 1000, ponieważ są to ciągniki jako złom kupowane na części. Część importerów twierdzi, iż kupuje ciągniki w całości, Japończycy twierdzą, iż nie jest to prawda. Jak badaliśmy sprawę jakiś czas temu, to okazało się, iż ciągniki przyjeżdżają w częściach w kilku różnych kontenerach.
Skąd problem z dystrybucją części w Europie?
Nikt by nie narzekał, i pewnie producent z chęcią by sprzedał części, bo to jego biznes. o ile by wpływał do nas ciągnik legalnie kupiony, wyrejestrowany w Japonii, z tablicami, tak jak jest sprowadzany samochód. Ale to się nie dzieje, bo Japończykowi nie opłaca się tak sprzedać, bo on tam ma 3-4 tysiące dolarów subwencji na zmianę ciągnika na nowy, ale musi się wykazać zezłomowaniem starego ciągnika.
Jak wspomniałem, w Japonii ciągniki są rejestrowane, natomiast w momencie złomowania są wyrejestrowywane i kasowane całkowicie, stąd zrywanie tabliczek itp. Następna kwestia to niezgodność osprzętu. Wiele z tych ciągników ma np. wsteczny bieg glebogryzarki. Nasz sprzęt nie jest do tego przystosowany, można więc go uszkodzić lub zrobić komuś krzywdę.
Kolejna rzecz to ubezpieczenie; o ile klient chce, to agent ubezpieczeniowy, chcąc zgarnąć prowizję, ubezpieczenie sprzedaje. Wielu ludzi, którzy zakupili taki ciągnik myśli: „mam polisę, jest w porządku”, jednak zgłaszają się do nas później, kiedy jest wypadek. Nagle zgłasza się Fundusz Gwarancyjny, bo pojazd jest niezarejestrowany, zaczynają się problemy i kwestia się potęguje.
Czyli ciągniki nie są rejestrowane, choć powinny
Sprzedawcy wprowadzają klientów w błąd informując, iż są one pojazdami wolnobieżnymi, czemu zaprzecza definicja pojazdu wolnobieżnego i dla instytucji takich jak np. PIP (Państwowa Inspekcja Pracy, red.) nie jest to pojazd wolnobieżny i oni oczekują od takiego ciągnika normalnej homologacji.
Jakiego odsetka maszyn, prawdopodobnie mówimy tu o miniciągnikach, sprowadzanych z Japonii dotyczy ten problem? O jakiej skali procederu w ogóle mówimy?
W tej chwili są to ciągniki zwykle do ok. 70 KM. Jest to ok. 10-15 tysięcy maszyn rocznie, przy czym ciągniki z odpowiednimi dokumentami to ok. 2 procent.
Zdecydowana większość to więc ciągniki z wadami prawnymi
Tak, tylko najgorsze jest to, iż kupujący nie zdaje, bądź nie chce sobie zdawać z tego sprawy.
Jak się więc ustrzec przed problemem?
Kiedy jako wiceszef Związku rozmawiałem z TDT-em (Transportowy Dozór Techniczny, red.), to teoretycznie jak klient się do nas zwraca, my powinniśmy natychmiast zawiadamiać prokuraturę. Tylko przestępcą jest klient, a nie importer; to jest jak z paserstwem, tzw. rażąco niska cena, choć to już nie jest rażąco niska cena, bo kiedy nowy ciągnik 22 KM kosztuje ok. 49 tys. zł, to tu mamy już do czynienia z cenami na poziomie choćby 35 tys. zł w przypadku 30-letniego ciągnika. Jeszcze 10 lat temu było to 10-12 tys. złotych.
Klienci nie zdają sobie sprawy z tego, iż jest wada prawna, bo przecież jest faktura. Jest faktura na „składaka”, nie na pojazd. Są osoby, które zaczynają te ciągniki rejestrować. Jako SAM czy pojazd specjalny etc. Ale rejestrowanie dla zasady zarejestrowania kończy się na tym, iż rejestrujący popełnia przestępstwo wypisując oświadczenie do wydziału komunikacji. Przecież pojazd nie przestał być ciągnikiem i przez cały czas potrzebuje świadectwa homologacji.
Jakie jest podejście instytucji państwowych do tej kwestii?
Dopóki nie wydarzy się wypadek, dopóki komuś „łapki nie utnie”, to nikogo to nie interesuje tak naprawdę. Niespodzianki zaczynają się później, ale są to niespodzianki z dużymi konsekwencjami prawnymi.
A czy da się kupić legalnie używany ciągnik z Japonii?
Da się kupić legalnie ciągnik w Japonii, tak samo jak używany samochód. Jak ktoś kupi sobie u dilera z Japonii. Tylko iż ciągniki w Japonii są dwa razy droższe niż w Europie czy w USA, więc ciągnik ”legalny” z Japonii nie jest uzasadniony ekonomicznie.
