Szanowni Państwo, trzymaliście się Fendta 1050 Vario jak ostatniego bastionu zdrowego rozsądku w świecie ciągników kołowych? Cóż, czas rozluźnić uścisk i przygotować się na zmianę warty, bo zza wschodniej kurtyny wjeżdża on – Belarus 5425 Titan.
Tytan on nie tylko z nazwy. Tytan nie z broszury. To Tytan niemal mityczny – prawdziwy kolos, który – choć nie mówi po niemiecku – mówi wiele samą swoją obecnością.
Przez długie lata to Fendt 1050 Vario z 12,4-litrowym silnikiem o mocy 517 KM i całą niemiecką ortodoksją inżynierską, dumnie nosił tytuł najmocniejszego ciągnika kołowego w Europie. Przez lata… aż tu nagle: bum.
Mińsk, targi Belagro, czerwony dywan (dosłownie i metaforycznie) i prezentacja modelu Belarus 5425 Titan – potwora, który z pełną premedytacją przebija niemiecką dumę mocą aż 542 koni mechanicznych.
Tak, drodzy Państwo. Słownie: pięćset czterdzieści dwa konie na kołach.
Z drogi, śledzie! – Tytan jedzie!
Titan, jak przystało na przedstawiciela ciągnikowej arystokracji ze wschodnim rodowodem, nie bierze jeńców. W środku pracuje sześciocylindrowy, 13,5-litrowy (!) silnik Weichai z Chin. No dobrze, z Chin, ale przecież czy silnik, który daje 2450 Nm momentu obrotowego, można tak po prostu lekceważyć? choćby jeżeli spełnia jedynie normę emisji spalin Stage IIIA, co w Unii Europejskiej oznacza, iż Titan raczej nie pojeździ – to w rankingach już się panoszy. I kto mu zabroni?

Klasyka po białorusku
Co wyróżnia tego giganta? Że nie idzie na skróty. Nie ma hybryd, nie ma gąsienic, nie ma marketingowego ględzenia o “ekosystemie”. Jest klasyczna rama, napęd na cztery koła i elektrohydrauliczna skrzynia 18×6 Full Power Shift. Czyli tak, można zmieniać biegi pod obciążeniem bez przerywania pracy – i bez zadyszki.
Hydraulika? 350 litrów na minutę dzięki dwóm pompom osiowym. To więcej niż w wielu betoniarkach. Tylny podnośnik podnosi 17 ton, przedni – 5 ton. Słowem: jak trzeba, to Titan nie tylko uciągnie, ale i przerzuci, co kto potrzebuje. Od agregatu do czołgu.
I trochę luksusu, bo czemu nie?
Nie myślcie, iż to siermiężna maszyna z czasów NRD. W Mińsku odrobili lekcję z „komfortu użytkownika”. Kabina zawieszona na ramie, pneumatyczny fotel, klimatyzacja automatyczna, uchwyty na kubki (!), system audio i oświetlenie LED. A choćby kamera przednia – żeby lepiej podejrzeć, jak narzędzie wpina się w tuz. I to wszystko z kabiny.
System precyzyjnego rolnictwa? Proszę bardzo, mamy na pokładzie autorski Belarus TTZ z autoprowadzeniem, Isobusem, precyzyjnym siewem i rozsiewaniem. Prawdziwa cyfrowa rewolucja w traktorze, który waży tyle, co mały autobus.

Co na to Fendt?
Pytanie brzmi: czy Fendt poczuł ciśnienie? Czy w Bawarii zapaliły się czerwone kontrolki? Oficjalnie – cisza. Ale w bawarskim Marktoberdorfie, gdzie mieści się główna siedziba firmy, pewnie ktoś właśnie googluje „jak dobić do 550 KM bez hybrydy”.
A może czas pogodzić się z tym, iż palma pierwszeństwa powędrowała w ręce… no właśnie, kogo? Niecałe 20% podzespołów pochodzi spoza Białorusi: silnik (chiński Weichai), hydraulika i opony (Trelleborg, szwedzka robota). Reszta – stuprocentowy produkt Made in Minsk.
Europa nie jest gotowa na Tytana z Mińska
Belarus 5425 Titan nie ma jeszcze homologacji w UE i prawdopodobnie mieć nie będzie. Ale w rankingach nikt homologacji nie sprawdza. A jeżeli choćby nie zobaczymy go na polach Brandenburgii czy Burgundii, to przecież sama jego obecność zmienia układ sił.
To nie jest tylko ciągnik. To oświadczenie, bo MTZ mówi: „Umiemy. Potrafimy. I mamy jeszcze kilka asów w rękawie.”
A skoro sam prezes fabryki MTZ pan Awramenko mówi, iż “to dopiero początek serii Titan”, to… kto wie? Może za rok Fendt będzie się zastanawiał, czy 600 KM to już za dużo, a Belarus z rozbrajającym uśmiechem odpowie: „A to tylko nasz model średni…”
Na razie jedno jest pewne: Europa nie jest gotowa na Titana. Ale Titan jest gotowy na świat. Przynajmniej ten na wschód od Bugu.